Hej ❤❤❤
Jestem
Lilijka i to jest mój pierwszy post na blogu.
Fajnie, że tu jesteś. Pewnie i tak znalazłeś się tutaj przez przypadek, ale
jeśli lubisz książki zastań tutaj na dłużej. Mam nadzieję, że zrozumiesz, że są
to dopiero moja początki, a mój blog nie jest prowadzony idealnie.
Zapraszam
Cię też na mój kanał na YouTube: Lilijka
Jest on oczywiście o książkach, ale nie tylko ;)
No dobra ja już nie przedłużam. Bo komu chce się czytać nudne wstępy? Na pewno
nie mnie!
Tytuł: Ania z Zielonego Wzgórza
Autor: Lucy Maud
Montgomery
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
A czemu wybrałam akurat taką starą książkę do mojej
pierwszej recenzji? Spowodowane jest to tym, że od kiedy razem z moją kochaną
Babcią, którą bardzo serdecznie pozdrawiam (jeśli w ogóle to czyta)
przeczytałam moją pierwszą książkę bardzo polubiłam czytać. Nie był to jednak
jakieś MUST DO. Dopiero zmieniła to pewna lektura szkolna. Już wcześniej było
wiele lektur, które bardzo mi się spodobały. Było też wiele, których
znienawidziłam. Była to na przykład książka Collodi’ego Carlo pt. Pinokio. Więcej był jednak książek, które polubiłam. Może jednak
nie będę się o tym niepotrzebnie rozpisywała. Jeśli będziecie chcieli napiszę kiedyś
o tym oddzielny post :)
Wracając do tematu- pewnie jak już wiesz lekturą, w której się zakochałam jest właśnie ,,Ania z Zielonego Wzgórza".
Książka ta jest o Ani, która… STOP,
STOP, STOP! CO JA NIBY ROBIĘ ?!?!? Przecież chyba każdy zna tą książkę (chyba,
że nie czytał lektur szklonych). A jeśli to będzie dopiero Twoja lektura, nie musiałeś jej nigdy czytać, mieszkasz na
Wenus czy z jakiejkolwiek innej przyczyny nic o niej nie wiesz to po prostu
przeczytaj opis z tyłu okładki lub wejdź na lubimyczytać.pl. Jakby, co
chciałam tutaj wszystkich, którzy jeszcze
nie czytali tej wspaniałej książki OBRAZIĆ i URAZIĆ!!! BO JAK MOŻNE JEJ BYŁO
NIE PRZECZYTAĆ?!?!? No dobra to był żart. Chyba każdy ma jakieś swoje książkowe
zaległości (szczególności ja). Nawet nie wiecie ile klasyków leży nie
przeczytanych na mojej półce.
Pewnie się zastanawiacie, co ja teraz napiszę. Jeśli nie
to o czym jest, to co? A napiszę o
uczuciach, które towarzyszyły mi przed przeczytaniem książki, na jej początku,
środku, końcu i oczyśćcie po samym
przeczytaniu.
Przed przeczytaniem byłam bardzo sceptycznie nastawiona do tej obyczajówki. Z powodowane głownie było to tym, że
posiadałam wydanie tej książki z ponad 400 stronami (wszystkie wcześniej
przeczytane przez mnie książki miały tylko około 300 stron). A TU CO? CHCĄ MI
DAĆ PRAWIE PÓŁ TYSIĄCA STRON!!! TO ONI CHYBA SOBIE JAKIEŚ ŻARTY ZE MNIE ROBIĄ!!!
Nie chciałam też jej przeczytać, ponieważ była to ulubiona lektura mojej
kochanej Mamy, którą też bardzo serdecznie pozdrawiam i mocno całuję. A jak coś
co podobało się mojej Mamie może się niby mnie spodobać? Z takim, więc
nastawieniem zaczęłam czytać książkę.
Na początku ,,Ania z Zielonego Wzgórza” wydawała się strasznie nudną książką o
sierotce, której nigdy się nie zamykała buzia.
Chociaż już po jakiś 50 stronach książka zaczęła być mniej nudna. Stał się
bowiem bardzo zabawną książką. Czytając ją śmiałam się między innymi wtedy, gdy
Ania zafarbowała swoje piękne rude włosy chyba wszyscy wiedzą na jaki kolor…
Jako ciekawostkę powiem, że na ten sam
kolor mam zamiar pofarbować sobie końcówki w tegoroczne wakacje.
Książka też było od pewnego momentu o prawdziwej przyjaźni Ani z Dianą. Chyba
każdy chciałby mieć taką przyjaciółkę jak Ania, która jest wierna, lojalna i
poczęstuje Cię alkoholem.
Wielkim plusem tej książki był też to, że Ania była ,,NAJLEPSZYM” cukiernikiem
świata. Ja chociaż lubię piec nigdy bym się niedomyśliła, że do tortu nie
powinno się dodawać mąki czy zamiast ekstraktu waniliowego trzeba dodawać
lekarstwa. Będę musiała kiedyś to nadrobić.
Jednak nie wyżej wymienione rzeczy
sprawiły, że się zakochałam w tej obyczajówce. Muszę się nawet przyznać, że
jakieś pierwsze 150 stron czytałam ponad 2 tygodnie i musiałam się zmuszać do jej czytania. Potem jednak nastąpił kluczowy moment. Ania zaczęła dorastać. Z małej
jedenastoletniej sierotki stała się nagle mądrą i odpowiedzialną dziewczyna
(niestety nie pamiętam ile Ania miała lat pod koniec książki). Może to nie
nastąpiło tak nagle- był to niestety częściowo opisane. Czemu niestety? A
dlatego, że moim zdaniem było to bardzo wzruszające. Ale co w tym niby takiego
wzruszającego? Tak właściwie nie umiem sobie tego do końca . Pewnie, dlatego,
że książka ta uświadomiła mi, że ten czas tak szybko leci. Ani się obejrzymy a my
już o kolejny rok jesteśmy starsi. Wydaje mi się (nawet teraz) że dopiero jakiś
tydzień temu poszłam pierwszy raz do podstawówka, a tu już tyle lat minęło. Nawet
teraz chociaż tyle czasu minęło trudno mi o tym pisać… Mam jednak nadzieję, że
wiesz o co mi chodzi… Chociaż pewnie tylko ja jestem taka dziwna i pod tym
względem patrzyłam na tą książkę. Myślę jednak, że każdy miał łzy w oczach
czytając ostatnia 2-3 rozdziały.
Właśnie to spowodowała, że te ostatnie nie całe 300 stron przeczytałam trochę
ponad 2 dni. Wcześniej taką ilość stron czytałam ponad 2 tygodnie.
A jakie były wrażenia po przeczytaniu
już ostatniej strony? A więc… Chwila
napięcia… Książka mi się PRZEBRADZO… Nie podobała… Może nie była tak koszmarna... Po prostu zwykła obyczajówka. Miała sporo MINUSÓW. Takie 4,5/10 gwiazdek. No
dobra ja już nie zmyślam… Chyba nikt się nie nabrał ... Moja ocena może być
tylko jedna- 103/10. Książka Lucy Maud Montgomery jest moją
ulubioną lekturą szkolną. Po jej przeczytaniu obiecała sobie, że muszę
przeczytać jej kolejne części. Teraz opowiem bardzo śmieszną historią. Pewna osoba
prowadząca kanał na YouTube o nazwie Lilijka jeszcze nie przeczytała żadnej
kolejnej części ,,Ani z Zielonego wzgórza”. Ha Ha… Po prostu ,,BARDZO
ŚMIESZNE”. Postaram się jednak to zmienić w tegoroczne wakacje (pewnie i tak mi się to nie
uda, ale zawsze trzeba mieć nadzieję).
Jednym słowem (a tak właściwie szwścioma)- Genialna obyczajówka, którą KAŻDY MUSI znać!!!
To już chyba na tyle :)
WOW! Ja w to nie wierzę… Ktoś przeczytał to do tego momentu. A tą osoba jesteś
Ty oczywiście. Gratulacje! Jesteś prawdziwym mistrzem czytania nudnych
recenzji. Tylko nie zrozum mnie źle. Nie chodzi mi, że czytasz tylko nudne
recenzji, tylko o to, że przebrnąłeś przez moją!!!
Dzięki za przeczytanie :)
Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę miłego weekendu.
Lilijka